Najciekawsze kwestie w życiu to te najgłębsze: natura wszechświata, natura umysłu, natura abstraktów – fundamenty naszej rzeczywistości. Jak jednak snuć myśl tak, aby powiedzieć cokolwiek naprawdę ciekawego i zarazem nie arbitralnego? Czy da się być jednocześnie poważnym filozofem, fizykiem, psychologiem, neurobiologiem, matematykiem i antropologiem, a może i religioznawcą? Być może trzeba. Gdyby tak uznać, miałoby to przynajmniej jedną zaletę: ilość tekstu produkowanego przez ludzkość znacznie by zmalała – prawdopodobnie z korzyścią dla nas wszystkich.
Środek między skrajnościami, złoty środek… Skojarzenie nasuwa się natychmiast: patronem niniejszego bloga musi być Arystoteles. To częściowa prawda – Arystoteles wielkim filozofem był. Dziś wiemy już jednak, że rzeczywistość jest bardziej skomplikowana i wymyka się zbyt pewnym siebie taksonomom. Ale co to właściwie znaczy? Zaczynam zdanie i już czuję, że wyjdzie z niego albo banał, albo nawiedzony bełkot. Jedno z możliwych wyjaśnień tego zjawiska to: nie mam nic do powiedzenia. Inne: poszukuję środka, którego pojęcie wraca rekurencyjnie, fraktalnie, do własnej definicji.
Filozofowie za mało dziś śnią.
Są i konkretniejsze adaptacje środka – naszego ulubionego pojęcia na tym blogu. Granice wolności słowa. Sprawiedliwe podatki. Swoboda seksualna. Religia a państwo. Aborcja. Eutanazja. Obowiązk szczepień. Długość kar więziennych. Picie alkoholu… Jak okiem sięgnąć to, co dla jednego stanowi złoty środek, dla drugiego będzie ekscentrycznym wybrykiem. Stąd łatwo już spaść w wytarte schematy: relatywizm i postprawda kontra prawo naturalne i Prawda. Są pytania, są emocje, w jednym rogu ringu Bauman, w drugim Wojtyła. Powstrzymajmy się jednak przed odtwarzaniem tej walki.
Gdy ktoś pisze “Prawda” wielką literą, wiedz, że coś się dzieje. Nie musi to jednak oznaczać, że nie istnieją żadne prawdy. Środek.
Teza I: W kwestiach aksjologicznych obiektywna prawda nie istnieje. Stare, dobre pojęcie prawa naturalnego jest, delikatnie mówiąc, mało przydatne, a posługiwanie się nim w XXI w. dla lansowania światopoglądu może stanowić już chyba wyłącznie prowokację. Zanim uznamy naturę za wyrocznię, warto spytać, czemu obserwujemy w niej morderstwa i gwałty. Mimo to nie uważam, aby zasadnym było uznawanie względności czy subiektywności we wszystkim, o czym tylko da się pomyśleć. Takie stanowisko prowadziłoby do – całkiem interesujących, lecz jednak – absurdów.
Teza II: istnieje tylko jedna rzeczywistość, w której zawiera się wszystko, do czego mamy jakikolwiek dostęp poznawczy. Gdyby było inaczej, zwyczajnie nie mielibyśmy do tego dostępu. Skoro zaś jakaś informacja płynie, to rzeczywistość jest wspólna dla wszystkich, a podstawowe fakty o świecie, jakkolwiek trudne do uchwycenia, nie są subiektywne. A zatem w kwestiach fizycznych – by tak rzec: niskopoziomowych – można mówić o prawdzie. Im bardziej wysublimowane idee, tym większe zagrożenie subiektywnością.
Nawiasem mówiąc, to, że pojęciowym patronem tego cyfrowego przybytku jest Arystoteles, nie ma sugerować nie np. Marksa lub Baumana, mimo że i oni wielkimi myślicielami byli.
Jako ludzie jesteśmy skazani na wieczne cierpienie: nieustannie zalewani morzem bodźców desperacko walczymy o redukcję dysonansu poznawczego. Dlatego bez przerwy narażamy nasze strudzone umysły na wypieranie faktów oraz popadanie w moralne samozadowolenie. Szukamy sojuszników w dyskusjach i potwierdzenia poglądów w mediach. Pragniemy posiadać jasne opinie, aż w końcu mimowolnie zamykamy się w bańkach informacyjnych i światopoglądowych. Rezultat: postprawda, rezygnacja z dialogu, intelektualny paraliż.
A przecież powiedzieć: “nie wiem” to mniejszy wstyd niż opowiadać pseudomądrości. Ba, to czasem wręcz powód do dumy.
Zarówno w sensie moralnym jak i intelektualnym wieczne pragnienie utrzymania balansu to modus operandi niezbędny w poszukiwaniu prawdy (roboczo przyjmijmy, że mówić prawdę to odpowiednie dawać rzeczy słowo). Z mądrych zazwyczaj ludzi też potrafi wyjść małość.
Teza III: Mimo chaosu informacyjnego nie jesteśmy skazani na postprawdę. Można i trzeba myśleć krytycznie i rozmawiać – nawet gdy przepaść między rozmówcami zdaje się być za głęboka. Filozofowie zdecydowanie za mało dziś śnią.
Te i inne kwestie zamierzam zgłębiać na łamach niniejszego bloga. Mam nadzieję, drogi Czytelniku, że nie uznasz spędzonego tu czasu za stracony.